HartFord - INTERFACE ZERO PBF

INTERFACE ZERO pbf


#1 2017-03-29 10:29:03

Fenrir

Administrator

Zarejestrowany: 2014-01-11
Posty: 281
Punktów :   

AKT I Scena 10 - Proces

Sala sądowa znajdowała się w głównym budynku ratusza. Była to obszerna sala wsparta 20 grubymi kolumnami. Wszystko było wykończone jasnym marmurem i kiepsko oświetlone nie dużymi oknami wychodzącymi na północną stronę.  Mercier wszedł do środka prowadząc podrękę Milady. W środku panował gwar. Byli przed czasem, ale najwyraźniej proces mógł cieszyć się dużą popularnością. Przepchali się dość szybko i zajęli miejsce w 3 rzędzie krzeseł przed rzeźbioną barierką odgradzającą publiczność od areny na której będzie rozgrywać się widowisko. Po środku odgrodzonej przestrzeni znajdowała się na niewysokim podwyszeniu mównica, do której doprowadzani byli świadkowie.

Ława sędziowska znajdowala się na dużym podwyższeniu u końcu sali. Były tam 4 ozdobne, obite aksamitem wysokie krzesła stojące za masywnym dębowym stołem. Siedziało za nim 4 mężczyzn.
Mercier odrazu dostrzegł stojącą za najbardziej wysuniętym na prawo krzesłem postać… Przeklęty Giovanni..

http://estaticos.marie-claire.es/uploads/images/article/55dc20df38af1b6c3d281e9c/Cardinal-Richelieu--BBC-txt.jpg

Czarna figura, sępi wyraz twarzy ściągnięty w gniewnym wyrazie. Na szyi wiszący na długim złotym łańcuchu złoty kordyjski krzyż. Mercier aż zacisnął rękę na rękojeści rapiera. Wpatrywał się w niego długo i nienawistnie. Wyrwało go delikatne szturchnięcie w bok i stłumiony głos Milady.
- Sędziuje Ludwig dor Hagger. - Mercier oderwał spojrzenie od znienawidzonego biskupa i przeniósł je na sędziwego człowieka siedzącego pośrodku składu sędziowskiego.

http://vignette2.wikia.nocookie.net/bbc-musketeers/images/9/97/Judgethehomecoming.png/revision/latest?cb=20160303175550

Był to naprawdę leciwy mężczyzna. O niemal białych od siwizny włosach i gęstej siwej brodzie. Mimo że nie był kordyjczykiem, a jedynie pochodzącym z upadłego doru szlachcicem. Zyskał w dominante wielką estymę za sprawą swojej olbrzymiej wiedzy, skromności, sprawiedliwości osądu, szczerości i pobożności. Zasiada od wielu lat w składach sędziowskich. Jest szczerym przyjacielem Hugona Bredevica. Mercier od razu zrozumiał. Że Giovani specjalnie wystarał się by orzekający sędzia nie był z nim powiązany i możliwie najbardziej niezależny. Wierzył, że waga spreparowanych dowodów będzie wystarczająca. A cios wymierzony w gwardię im bardziej niezawisły tym dotkliwszy.

Skład uzupełniał. Po lewej stronie dor Haggera, obok Giovanniego - Skryba - niepozorny mnich w burym habicie. Pochylony nad dokumentami w których nieśpiesznie kaligrafował piórem zapisy.

Po prawej stronie drugi po dor Haggerze. Isac Lugavoy. Jego też znał Mercier. Zagorzały stronnik Giovaniego i członek świętego oficjum. O tym inkwizytorze Mercier nie mógł powiedzieć nic dobrego. Był to gruby mężczyzna o małych zakłamanych świńskich oczkach. Pławił się w intrygach i wielokrotnie nadużywał piastowanego przez siebie stanowiska. Rodzina Lugavoy była jednak spokrewniona z kardynałem Dominante i Isac czuł się w tym mieście bezkarnie.

Za ławą sędziowską na jeszcze większym podniesieniu znajdowało się krzesło dla gubernatora. Który z rzadka sam zasiadał w radzie. Tym razem stało puste co z kolei nieco zdziwiło Merciera.

Z każdą chwilą przybywało gapiów. Dopiero teraz Mercier dostrzegł że dwa krzesła za nim w cieniu filara  zasiadł Livert. Minę miał posępną brwi ściągnie wpatrywał się w przestrzeń przed siebie zupełnie jakby sam czekał na wyrok. Poniekąd zresztą tak było.
Nieco zastanawiało Merciera gdzie jest reszta towarzystwa. Bo przedstawienie zaraz się zacznie.

Mercier rozglądnął się nerwowo i dostrzegł stojącego w tłumie z tyłu postać swojego znajomego Antonio Ramosa. Mercier zrozumiał, że Ramos zgodnie z tym co powiedział nie ma zamiaru udzielać się podczas procesu. Przecież nie wie o tym co udało się osiągnąć Romero pod postacią fałszywego spowiednika.

Do sali wkroczył również Dymitrow Razem z Colonem oraz żoną Kruppa. Musieli się z nią nieco szarpać by ją uspokoić.

Dymitrow z Colonem wygladali na zadowolonych, mimo że niemal się spóźnili.

W rzeczywistości dopadli ratusza w ostatniej chwili. Troszkę im zeszło zanim odprowadzili syna Torresa pod opiekę Nodara. Zeszło tym dłużej, że chłopiec nie chciał zostać w głośnej karczmie pod opieką kulawego weterana. Dopiero groźba Colona połączona ze smakołykami, które przyniósł z kuchni Nodar załagodziła całość. Byli i tak niemal spóźnieni. Ale dzięki temu udało im się zrealizować jedno z założeń. Przybyli co prawda późno ale zeszli się razem z żołdakami Biskupa prowadzącymi Kruppa. Jego żona niemal wyrwała się do niego. On sam również rzucił się w jej stronę. Jego zatrzymali sługusy Giovaniego. Ją złapał Dymitrow. Wtedy dopiero Krupp zobaczył Colona, który skinał mu porozumiewawczo głową. Krupp zrozumiał o co chodzi i również skinął głową delikatnie się uśmiechając. Ale tylko przez ułamek sekundy. Gorzej było z kobietą. Ta koniecznie chciała do męża. Spokojne tłumaczenia jakoś do niej nie docierały.

Spojżenie Merciera skrzyżowało się ze spojżeniem Dymitrowa. Mercier skinął głową. Równie nieznaczny gest uczynił Dymitrow. Oboje zwrócili się w kierunku ławy sędziowskiej gdzie panowało jeszcze zamieszanie i krzątało się sporo dodatkowych ludzi donosząc jakieś księgi i papiery. Wtedy spojrzenie obu padło na pusty jeszcze róg w którym ma stanąć oskarżony oraz... jego obrońca… Kto będzie bronił Torresa?? To niewypowiedziane pytanie zawisło jak stęchłe powietrze. Czy ktoś w ogóle poczynił starania by sprowadzić tutaj Luciena i drugiego więźnia?... Puls obu zaczął przyśpieszać. Czy cała ich intryga przez niedopatrzenie zaczyna się rozsypywać

Offline

 

#2 2017-03-29 12:05:23

 Raga

Użytkownik

Skąd: Krosno
Zarejestrowany: 2014-01-12
Posty: 246
Punktów :   

Re: AKT I Scena 10 - Proces

Markus Mercier:
Nachylam się do Milady i dzielę się z nią swoimi obawami.
- Livert wygląda jak by już usłyszał wyrok.
- Prawnika Torresa jeszcze nie widać - ciekawe kto go będzie bronił.
- Gdy rozmawiałem z nim w celi sprawiał wrażenie dobrego humoru i raczej pogodzonego z losem.
- Fakt, że wyparł się rodziny, jednak pozwala myśleć, że Hrabina Elizabeth go nie wspomoże.
- Ze swojej strony zrobiliśmy aż nadto aby dać całej gwardii możliwości do odwrócenia tej sytuacji.
- Jeśli tego nie wykorzystają to znaczy, że nie byli warci naszego wysiłku.
- Jeśli jednak uda im się z tego z tego wykaraskać to można było by na nich spojrzeć jak na zaradnego sojusznika.
- Co Ty na ten temat myślisz, Milady?

Offline

 

#3 2017-03-30 00:37:34

Elwin

Użytkownik

Zarejestrowany: 2016-10-25
Posty: 78
Punktów :   

Re: AKT I Scena 10 - Proces

Nikoła Dymitrow:
- Jeśli coś się posypie to będę bardzo zawiedziony - mówię do Colona spokojnie - wystarczająco krwi przelaliśmy aby ta sprawiedliwość wygrała.
Wzdycham ciężko.
- Raczej powinienem powiedzieć, że mam taką nadzieję... choć wiara powoli mnie opuszcza.
- No nic przyjacielu pilnujmy żony Kruppa i jego samego może przynajmniej oni wyjdą z tego cało - dodaje cicho do Colona.

Offline

 

#4 2017-03-31 11:07:35

Fenrir

Administrator

Zarejestrowany: 2014-01-11
Posty: 281
Punktów :   

Re: AKT I Scena 10 - Proces

Milady się uśmiechnęła i powiedziała.
- Ja tam pewna nie jestem czy rodzina go porzuci. To w końcu krew z krwi del Torres. Nie ważne czy sam porzucił ród czy nie. Plama na honorze całego rodu by została. Choć akurat ciotka pewno go nie wesprze. Ponoć kilk razy się oto mocno pokłucili. A znając ją duma wygra przed honorem. Mnie swoją drogą bardziej zastanawia dlaczego ty się w to w ogóle wepchnąłeś. To do ciebie niepodobne pchać ręce między młot a kowadło.

Colon tylko wzruszył ramionami.
- My już więcej nie zrobimy. Ja mimo całego szacunku jaki mam dla Torresa nie będę się pchał przed oblicze tej śmietanki. Jedno niewłaściwe słowo i możesz sobie zrobić wroga na całe życie… A znając biskupa będzie to krótkie życie…

Na sali panował ruch i gwar Tłum mocno zgęstniał. Ława sędziowska uzgodniła jakieś sobie tylko znane szczegóły i przez salę rozszedł się donośny odgłos uderzającego młotka a zaraz po nim tubalny głęboki głos przewodniczącego.

- PROSZĘ O CISZĘ!! - na niewiele się to zdało. Bo emocje zdawały się udzielać tłumowi, który zawzięcie perorował. Dpiero gdy sędzie powtórnie przywołał zebranych do porządku i zagroził użyciem straży miejskiej tłum powoli zaczął się uspokajać. CHoć w tle dalej buczały cicho prowadzone rozmowy.

- WPROWADZIĆ OSKARŻONEGO ! - Rozkazał przewodniczący. Drzwi sali otwarły się i do sali wprowadzono Torresa. Był skuty kajdanami. Prowadziło go dwóch strażników, przepychając się przez tłum. Ludzie reagowali bardzo różnie jedni go poklepywali dla dodania otuchy ale znalazło się również paru którzy rzucali przeciwko niemu obelgi i szyderstwa. Dor Hagger ponownie musiał uspokajać tłum. Widać było, że sytuacja zaczyna go pomału denerwować. Rzadko kiedy proces gromadził tak liczną widownię. A zapanować nad takim motłochem jest ciężko.

W tym czasie doprowadzono oskarżonego za barierki i postawiono po środku przed mównicą.

- Jakubie Torres. Zostałeś oskarżony o liczne rozboje, kradzieże, napady i morderstwa, a także o podżeganie do obalenia cesarza. Wszystko to przeczy przysiędze jaką składałeś wstępując do służby w Gwardii i łącznie stanowi o zdradzie stanu. Czy przyznajesz się do winy? - W miarę jak sędzia przedstawiał akt oskarżenia na sali rósł harmider. - SPOKOJ! - warknął der Hagger bijąc młotem w ławę.

Gdy hałasy umilkły a ludzie się uspokoili Torres się odezwał.
- Gdyby choć jedno z oszczerstw, które tutaj padło było prawdą. Bez wahania oddałbym się pod wasz osąd czcigodna rado. - mówiąc to Torres dwornie się ukłonił - Ale są to brednie i czcze pogróżki. - Na slai ponownie wybuchła wrzawa.

Milady pochyliła się w stronę Merciera i powidziała cicho.
- Ale farsa… potrwa to do wieczora w tym tempie.

Dor Hagger tłuk młotkiem dłuższą chwilę próbując uspokoić towarzystwo. Zniecierpliwiony odwrócił się do siedzącego obok skryby. Coś mu powiedział do ucha. Skryba wstał. Na sali dalej panował jarmarczny gwar. Jednak umilkł gdy do sali truchtem wszedł oddział  straży miejskiej. Dor Hagger oświadczył.
- Jeśli jeszcze raz obrady zostaną przerwane. Winni zostaną oskarżeni o zakłócanie porządku publicznego i obrazę rady sędziowskiej. A ja osobiście dopilnuję by zostali należycie ukarani. - Gdy jego głos wybrzmiał na sali zapanowała głęboka cisza. Niczym w Rodiańskiej katedrze. Trwała ona zdumiewająco długą chwilę. Ukontentowany Doryjczyk kontynuował.
- Proszę odnotować, oskarżony nie przyznaje się do winy. Proszę wskacać swojego obrońcę.
- Nie mam żadnego obrońcy - odpowiedział Torres.
- W takim razie zgodnie z tradycją. Pytam czy ktoś z zgromadzonych chce wstawić się i bronić oskarżonego. Na sali dalej panowała głęboka cisza. Jakby zgłoszenie się w charakterze obrońcy miało kwalifikować się pod obrazę majestatu. Mecier rzucił okiem w kierunku swojego znajomego prawnika. Jednak zginął gdzieś w napierającym tłumie.
- JA BĘDĘ GO BRONIŁ! - Rozległ się donośny głos. Wszyscy zwrócili spojrzenie w tamtą stronę. Kapitan Livert stał wyprostowany jak żołnierz na apelu. - Jest moim podkomendnym i mogę zaświadczyć, że nie dokonał zarzucanych tu czynów.
- Przewodniczący zlustrował go spojrzeniem spod ściągniętych brwi. Wśród zgromadzonych zapanowało poruszenie. Chyba nikt się nie spodziewał czegoś takiego. Wzrok Merciera spoczął na biskupie. Chytry uśmieszek na jego sępiej twarzy zdradził jednak, że przynajmniej jedna osoba spodziewała się tego.
- W takim razie proszę stanąć koło oskarżonego. - zaomunikował przewodniczący.

Livert przepchnął się za barierkę i stanął koło Torresa. Ten mu szeptem próbował coś perswadować. Ale Kapitan położył mu rękę na ramieniu i szepnął jedno krótkie zdanie, które najwyraźniej wystarczyło.

Obaj przeszli w kierunku konta przeznaczonego dla oskarżonych. Sędzia zaś powiedział.
- Proszę o wprowadzenie karczmarza Aldaro!

Przez tłum przepchał się w towarzystwie strażnika starszawy mężczyzna, z rzadkimi, długimi siwymi włosami odziany w połataną koszulę i wytarte spodnie. W dłoniach miął nieustannie czapkę. Był zgarbiony i rzucał na prawo i lewo ukradkowe spojrzenia. Mercier i Dymitrow natychmiast go poznali. Doprowadzono go do mównicy. Przewodniczący zaś zgodnie z tradycją gestem dał prawo głosu swoim towarzyszom z rady sędziowskiej. Od stołu wstał biskup Giovani i zapytał.

- Drogi gospodarzu. Opowiedz nam jak zostałeś brutalnie napadnięty a twoi goście zostali zamordowani.

Karmarz ukłoni się nisko. I zaczął dukać opowiadając bardzo chaotycznie. Jak to zamaskowani bandyci wpadli i zaczęli strzelać i zarzynać wszystkich i że jeden się przedstawił, że jest Jakubem Torresem.

- Dziękuję gospodarzu - rzekł Biskup nie kryjąc uśmiechu. Spojrzał w kierunku oskarżonego i powiedział - Macie coś do dodania. Livert  postąpił od razu krok do przodu spojrzał groźnie na karczmarza i zapytał.

- Czy widziałeś twarz bandyty, który podał się za mojego człowieka. Zastanów się dobrze. - ton Liverta był zimny i pewny jak osoby przyzwyczajonej do wydawania rozkazów.

- Nie - wydukał karczmarz - był zamaskowany.

- A czy pamiętasz jego głos. Czy brzmiał identycznie jak głos mojego człowieka. - Ton głosu Liverta stał się jeszcze bardziej nie znoszący sprzeciwu.

- Nie… nie wiem - pochylił głowę. - to działo się za szybko.

- Kapitanie! - wybuchnął nagle Biskup - proszę nie zastraszać świadka!

Coś zawisło w powietrzu. Spojżenie obu się skrzyżowało. Oboje natychmiast zwrócili wzrok w stronę przewodniczącego. Którego twarz przyjmowała z minuty na minutę coraz poważniejszy wyraz.

- Kapitanie, proszę by Pan nie używał zawoalowanych gróźb wobec świadków. - Słysząc to Kapitan skłonił się nisko wobec przewodniczącego odwrócił się i ruszył w kierunku Torresa dodając bardziej do siebie.

- Cóż straszyć mogą więc tylko jedni. - Na sali momentalnie rozległ się ponownie gwar, a przewodniczacy zaczął bez opamiętania tłuc młotkiem. Uciszając zgromadzonych.

- Kapitanie ostrzegam. Pana też może zostać skazany, za obrazę rady sędziowskiej. Na mojej sali nikt nie będzie nikogo zastraszał! - Przeniósł znaczące spojrzenie w kierunku Givanniego, który dalej stał. Ten widząc, że ostatnia uwaga była skierowana do niego. Usiadł posyłając gniewne spojrzenie w kierunku przewodniczącego i tym razem to Livert się chytro uśmiechnął.

Zarówno Dymitrow jak i Mercier nie spodziewali się takiego zachowania u Liverta. Kapitan jest człowiekiem pełnym sprzeczności.

- Czy ktoś ma jeszcze pytania do świadka? - Nikt się nie zgłosił. Przewodniczący zakomunikował więc o wprowadzenie kolejnego świadka. Był nim ubrany na modę cynazyjską szlachcic. Jego błękitny strój mocno kontrastował z czernią panującą na sali. Był to stosunkowo młody człowiek z zmyślnie podkręconym wąsem. Barwnie opowiedział jak to jego powóz został napadnięty przez bandytów. W przeciwieństwie do karczmarza nie miał wątpliwości, że to właśnie z Torresem miał do czynienia.

Jako następny świadek została wezwana… Lady de Leyenn. Mercier nerwowo poruszył się na krześle podobnie Dymitrow poczuł rosnące napięcie.

Drzwi sali się otworzyły i straż wprowadziła do środka. Odzianą w długą czarną suknię. Kobieta szła z dumnie uniesioną twarzą. Była na swój sposób urodziwa. Ostre rysy, duże, ciemne, inteligentne oczy. Fale ciemnych loków opadające na plecy. Na szyi miała zawiniętą aksamitkę ozdobioną dużym złotym wisiorem.

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/38/fc/d4/38fcd459f8d9dd82cf65abfeb5715169.jpg

Dymitrow patrzył w tą dumnie uniesioną twarz… Gdzieś ją widział… ale nie mógł sobie przypomnieć.

Tymczasem Lady de Leyenn szła razem ze strażnikami w kierunku mównicy. Gdy przechodziła przez wąskie przejście w barierce. Spostrzegł ją Torres. W jednym momencie rzucił się w jej kierunku wrzeszcząc w niebogłosy

- TYYYYYYYYYYYYYY!  - W ostatniej chwili złapał go Kapitan, niemal powalając na ziemię, przycisnął go do ściany w kącie. W oczach Torresa błyszczało szaleństwo.

Kobieta zaszczyciła go tylko niewiele znaczącym spojrzeniem. Bardziej przepełnionym kpiną aniżeli czymkolwiek innym i spojrzała w stronę Biskupa.

Wtedy dopiero w umyśle Dymitrowa pojawił się obraz… Urywek… Obozowisko… Namiot Luciena… Naga kobieta… i cios rekojeścią… TA KOBIETA… Na pewno! Ale jej twarz…. ona była zmasakrowana… A u niej niema śladu... Na Jedynego... jakim cudem!

Offline

 

#5 2017-04-03 10:46:06

 Raga

Użytkownik

Skąd: Krosno
Zarejestrowany: 2014-01-12
Posty: 246
Punktów :   

Re: AKT I Scena 10 - Proces

Markus Mercier:
Nadal w kierunku Milady.
- Intryga się robi coraz ciekawsza.
- Lady de Leyenn - wskazuję ją ruchem głowy - robiła za ciurę obozową Luciena. Podobno tylko tak się ubierała bo mówili, że zachowywała się jak cesarzowa nawet w warunkach obozowych i podpowiadała Lucienowi strategie.
- Bardzo ciekawa jest reakcja Torresa na nią. Widać zna ją z wyglądu ale nie z nazwiska bo nie zareagował jak go o to pytałem.
- Niepokoi mnie trochę fakt, że Dymitrow ponoć tak ją tak trzepnął w łeb, że nie wiem jakim cudem nie ma żadnego śladu.
- Albo ma bliźniaczkę, albo to był ktoś inny... albo jakaś cholera czarna magia.
- Sam nie wiem, ale coś mi w środku podpowiada, że może to być to ostatnie.
- Obawiam się moja droga Milady, że musisz zweryfikować w takim razie kto tutaj jest ciekawszy.
Uśmiecham się do Milady znacząco.
- Nie miałem pojęcia jak brakowało mi dworskich intryg.

Ostatnio edytowany przez Raga (2017-04-03 13:37:01)

Offline

 

#6 2017-04-03 11:35:08

Elwin

Użytkownik

Zarejestrowany: 2016-10-25
Posty: 78
Punktów :   

Re: AKT I Scena 10 - Proces

Nikoła Dymitrow:
Stoję osłupiały i mówię szeptem do Colona...
- To ją trzepnełem w obozie Luciena jestem tego pewien... ale jak ona może nie mieć śladu...
Później już się nie odzywam tylko przypatruję uważnie sytuacji całkiem zmieszany.

Offline

 

#7 2017-04-04 09:45:10

Fenrir

Administrator

Zarejestrowany: 2014-01-11
Posty: 281
Punktów :   

Re: AKT I Scena 10 - Proces

Wejście kobiety wywołało niezwykłe poruszenie nie tylko u Dymitrowa i Merciera ale na całej sali. Przewodniczący w gniewie starał się uspokoić zgromadzonych.
Milady del Hielo pochyliła się w kierunku Merciera i szepnęła.
- Chyba masz rację.... Prawdziwy spektakl.

Colon patrzył na Dymitrowa z oczami pełnymi zdziwienia. Przeniósł spojżenie w kierunku kobiety stojącej już przed mównicą… przyglądał się jej przez chwilę po czym dodał nieco nazbyt głośnym szeptem
- Masz chyba rację.

Przewodniczącemu udało się w końcu uspokoić zgromadzonych.

Pani de Leyenn proszę opowiedzieć Pani historię.

- Ten oto człowiek - wskazała  na Toressa i kontynuowała spokojnym głosem - dowodził grupą bandytów którzy napadli na mnie w podróży. Ledwo uszłam z życiem i godnością dzięki szybkiej interwencji ludzi Biskupa Giovanniego. - Mówiąc to skinęła uprzejmie w stronę miejsca przy ławie sędziowskiej gdzie zasiadał Biskup. On również odkłonił się uprzejmie nie kryjąc uśmiechu na twarzy. - To były dzikie bestie - kontynuowała łamiący się głosem Lady - Omal nie umarłam ze strachu. Ten tam bandyta - wskazała ponownie na Torresa - widziałam jak zabijał z zimną krwią. I jaką z tego czerpał okrutną radość. On jest bezduszny niczym deviria. Tylko gorąca modlitwa do jedynego mnie uratowała. To Jedyny za swoją przyczyną zesłał ludzi swojego biskupa. - Głos kobiety się łamał, skłoniła się biskupowi wykonała znak krzyża i złożyła dłonie razem w pokornym geście modlitwy.

Przez zebranych przeszła fala aprobaty oraz parę gniewnych pomruków.

Kapitan uspokoił nieco Torresa, który skulił się w kącie. Livert podszedł w kierunku Lady i ją zapytał.
- Czy zna Pani osobiście pana Torresa.
- Nie! - odparła bez wahania. - Pierwszy raz go widziałam gdy na mnie napadli.
- Kłamliwa suka! - przeraźliwy krzyk torresa przejął wszystkich zgromadzonych. Livert natychmiast doskoczył do swojego żołnierza i wywarczał coś rozkazującym tonem. Torres natychmiast zamilkł.

Lady de Leyenn stała niewzruszona patrząc w oczy Torresa, na którym noc w więzieniu i wizja niechybnej śmierci nie wywarła takiego wrażenia jak ta kobieta…

Przewodniczący rady sędziowskiej uspokoił ponownie zebranych. Zapytał czy ktoś ma więcej pytań do świadka. Podziękował uprzejmie szlachciance i zapytał, czy ktoś chce zabrać głos.

Livert z miejsca podniósł rękę i poprosił o głos. Przewodniczący udzielił mu głosu. Zaś Livert wezwał na świadka Luciena.

Wprowadzili go nie strażnicy miejscy a Gwardziści Dominante w galowych mundurach. Więzień szedł powoli i niespiesznie ze spuszczoną głową. Doprowadzili go do mównicy. Lucien podniósł niepewnie wzrok na biskupa. A tamten skinął mu głową. Lucien nieco jakby podniesiony na duchu wyprostował się.

- Proszę nam opowiedzieć to co wyznał Pan na przesłuchaniu - Zaczął Livert. Lucien jeszcze raz zerknął na biskupa, ten z uśmiechem skinął ponownie głową. Lucien nabrał powietrza i wypluł z siebie szybko

- To nie Pan  Torres jest przywódcą bandytów o których tutaj mowa, a człowiek o nazwisku Fares. Zostałem przez niego zmuszony do udziału w rozbojach i podawaniu się za Torresa. Groził śmiercią mi i mojej rodzinie. - twarz Biskupa tężała z każdym słowem. Po drugim zdaniu zerwał się na równe nogi. A Lucien zamilkł urywając nagle. Równie zaskoczony stał Livert. Który był co prawda przygotowany, na to, że Lucien zmieni zeznania ale nie na takie… Przez zebranych przeszła fala zdziwienia. W oczach biskupa palił się żar… Gniewnie lustrował Luciena. Mercier w duchu się uśmiechnął. Widok miny Biskupa wart był ryzyka, które podjął. Livert wyczuł w porę moment i powiedział.
- Proszę mówić dalej… - Lucien zamilkł widząc jak biskup kręci przecząco głową. Ale słowa padły wobec rady sędziowskiej. nie da się ich cofnąć.
- To wszystko. - Skończył Lucien spuszczając głowę. Po chwili jednak zorientował się i dodał. - Błagam o łaskę dla mnie… byłem zmuszony… - mówił patrząc na biskupa bez zrozumienia… Giovanii zaś opadł na krzesło bez słowa. Jednak jego zachowanie zostało odnotowane.
- Wyprowadzić go! - rozkazał Livert swoim podkomendnym, którzy chwycili natychmiast pod pachy i zaczęli wyprowadzać. - To nie czas i miejsce na rozstrzyganie Pańskiej sprawy.  - Dodał bardziej w kierunku sędziów aniżeli samego Luciena. Najwyraźniej Rada sędziowska była tego samego zdania bo nie zaprzeczyła. Nawet Giovanni który był chyba w szoku przegapił ostatni moment by jakoś obrócić zaistniałą sytuację na swoją korzyść. - W kwestii wyjaśnienia. Człowiek ten jak również drugi świadek, o którym wspominał Pan Lucien, a który również stanie przed dostojną ławą, są członkami grupy, której rzekomym zwierzchnikiem ma być mój podkomendny. Zostali oni pojmani przez gwardię na gorącym uczynku. Grupa została rozbita, a spośród uciekających złapaliśmy tą dwójkę szubrawców. Szanowni sędziowie - kontynuował swoją przemowę Livert, który chyba załapał o co chodzi dodał - Proszę słowa następnego świadka przyjąć z pewną dozą nieufności. Człowiek ten zdaje sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znajduje i będzie się starał zrzucić winę na wszystkich. - Przewodniczący przytaknął. Giovanni nie drgnął nawet próbując zdusić kipiącą w nim wściekłość.

Wprowadzono drugiego skazanego. Fares - bo tak się nazywał. Wyglądał jeszcze bardziej niepozornie. Złamany i zdenerwowany. Łypał spojżeniem na wściekłego biskupa. Na pozostałych sędziów i spokojnego Liverta.

Livert zaś powiedział spokojnym tonem.
- Powiedz nam to samo co na przesłuchaniu drogi przyjacielu.

- To on! - wskazał na biskupa. - To on nas tam wysłał i kazał rabować na traktach… Obiecał, temu szubrawcowi Lucienowi, złote góry. Nie wierzcie Lucienowi… Tak na prawdę on dowodził bandytami, nikt inny. Jak mam zginąć, niech zginę, ale prawda jest taka, że wszystko zaplanował Biskup Giovanni… Tak nie boję się tego powiedzieć. - Bandyta niemal krzyczał.

Na sali zapanował gwar. Wszyscy zaczęli głośno dyskutować nad oskarżeniami, które tutaj padły z ust tego niepozornego człowieka.

Biskup poderwał się ponownie na nogi i przekrzyczał tumult.
- Dość tych bezpodstawnych oskarżeń! Proszę natychmiast wyprowadzić tą szumowinę. nie życzę sobie by taka padlina oczerniała mnie publicznie!

Rozpętało się jeszcze większe zamieszanie. Dopiero gdy strażnicy miejscy wyprowadzili kilku co bardziej głośnych widzów oraz Faresa. Na sali zapanował względny spokój. Cale to zamieszanie ożywiło nawet Torresa, który skrył się  w kącie wybity z równowagi Tajemniczą lady de Leyenn.

- Czy Ktoś ma coś do dodania, bo chyba usłyszeliśmy już dość - zaczął Przewodniczący.

- Za przeproszeniem Panie Przewodniczący. Ja mam jeszcze jednego świadka, który może rzucić więcej światła na zaistniałą sytuację. - Wtrącił się Giovani, który się zdążył opanować. Dor Hagger westchnął czując, że farsa jaka tutaj ma miejsce będzie mieć ciąg dalszy, ale skinął potakująco w stronę Biskupa. Ten zaś dał ręką znać i z kolei ludzie w barwach biskupa wprowadzili do sali Kruppa.

Livert zmarszczył brwi. Wyłapał jednak wymianę spojrzeń między Kruppem a Colonem. Widząc że obaj są spokojni uśmiechnął się.

Kruppa doprowadzono do mównicy. Tym razem to Giovanni zaczął

- Proszę o powtórzenie tego co mi Pan przekazał wcześniej na temat Pana Torresa
- Oczywiście - uśmiechnął się szeroko Krupp - Tak jak Ekscelencji powiedziałem, Pan Torres jest niewinny. Świadczę za tym moim honorem. Nigdy by nie dopuścił się, żadnej z zarzucanych mu krzywd. A wszelkie oskarżenia wysuwane przeciwko niemu to pomyłka i jakiś niezrozumiały dla mnie spisek. - Biskup zbladł ze wściekłości słysząc te słowa. Przez salę przeszła kolejna fala rozemocjonowanych głosów.

Offline

 

#8 2017-04-04 11:15:26

 Raga

Użytkownik

Skąd: Krosno
Zarejestrowany: 2014-01-12
Posty: 246
Punktów :   

Re: AKT I Scena 10 - Proces

Markus Mercier:
Odwracam Twarz do Milady i uśmiecham się półgębkiem.
- A to moja droga Milady były dwie wisienki na torcie do których to, nie chwaląc się, moja skromna osoba ręki przyłożyła.
Mercier jest tutaj bardzo ciekawy jak Milady zareaguje na obrót sprawy związanej z jego działaniem.
- Torres i Livert jak dzieci są. Zbyt porządne to to jest i nie do wszystkiego się nada, ale myślę, że ze względu na swój honor użyteczni będą, bo zrozumieją, że mają ogromny dług wdzięczności.
- Teraz moja droga możemy skupić się na innym problemie... A mianowicie na Annie Menodza. A czas nas tutaj trochę goni.
- Mogę na Ciebie liczyć?

Ostatnio edytowany przez Raga (2017-04-05 09:15:40)

Offline

 

#9 2017-04-05 00:28:32

Elwin

Użytkownik

Zarejestrowany: 2016-10-25
Posty: 78
Punktów :   

Re: AKT I Scena 10 - Proces

Nikoła Dymitrow:
- Nie poszło źle - zwracam się cicho do Colona - daj znać Livertowi, że będzie trzeba ochraniać Kruppa i jego rodzinę. Choć nie opłaca się teraz nikomu na nich polować, wręcz mogłoby to ściągnąć podejrzenia na nieodpowiednich ludzi...
Zastanawiam się przez chwilę.
- Lecz mimo wszystko pogadaj z Kruppem a później z Livertem i daj mi znać co ustaliliście. Będę w karczmie... jeśli by zaś mnie nie było zostaw wiadomość u Nodara.
- A teraz mój przyjacielu pora na nas, musimy tą Panią - tu wskazuje na żonę Kruppa - doprowadzić do jej dziecka.
Po czym uśmiecham się do Colona i czekam na dogodny moment żeby opuścić sąd. Oczywiście najlepiej po ogłoszeniu wyroku, chciałbym wiedzieć co będzie z Torresem.

Offline

 

#10 2017-04-05 13:53:24

Fenrir

Administrator

Zarejestrowany: 2014-01-11
Posty: 281
Punktów :   

Re: AKT I Scena 10 - Proces

Sędzia uspokajał po raz niewiadomo który już zebranych.
Milady uśmiechnęła się do Merciera i skinęła mu głową w wyrazie szczerych gratulacji, po czym dodała szeptem
- Należy  ci się spora przysługa za dzisiejsze przedstawienie. Postaram się dowiedzieć wszystkiego co jest w mojej mocy. Ale brakuje paru puzzli by rozwiązać tą układankę. Z tego co Mamy niewiele więcej da się wyciągnąć.

Colon uśmiechnięty od ucha do ucha przytaknął Colonowi.

Sędziemu wreszcie udało się opanować zebranych.
-  Wydaje mi się drogi biskupie, że rzeczywiście ostatni świadek zakończył tok postępowania. Przejdźmy do podsumowania. Czy ktoś z ławy sędziowskiej ma coś do dodania. - odpowiedziała cisza - Czy oskarżony ma coś do dodania - Livert pokręcił przecząco głową, Torres wpatrywał się bacznie w uśmiechniętego Kruppa. - W takim razie pytam, czy szanowni członkowie rady podtrzymują oskarżenie wobec Jakuba Torresa? - Mercier siedział blisko i widział wyraźnie, jak Lugavoy wymienił spojrzenie z Biskupem. Widać było, że Giovani się waha. W końcu zrezygnowany opuścił i pokręcił przecząco głową. Lugavoy przełamał więc przedłużającą się ciszę.
- Niewinny. - rzekł cichym niepewnym głosem. Przewodniczący przeniósł wzrok na Giovaniego
- Niewinny. - powiedział wbrew sobie Biskup.
- Niewinny! - dodał już pełnym przekonania głosem skryba
- W takim razie - rozpoczął przewodniczący - wobec Jedynego, wobec prawa i woli cesarza ogłaszam Jakuba Torresa Nie winnym zarzucanych mu czynów. Rozprawę niniejszym zamykam - mówiąc to uderzył młotkiem w stół. Lecz ostatnie słowa utonęły we wrzawie jaka się rozpętała.

Dopiero po kwadransie udało się im wszystkim opuścić ratusz. Mercier odprowadził Milady do czekającego na nią powozu. Sam ujął wodzę swojego konia, które podał mu wierny Ticcari.

Dymitrow, Colon, Livert, Torres i Krupp z żoną. Wyszli razem przed budynek. Torresa otaczał cały czas wianuszek ludzi, którzy klepali go po ramieniu i gratulowali. Na twarzy Liverta widać było radość pomieszaną z dużym zmęczeniem. Wiele musiał ten proces kosztować starego kapitana. Torres był strasznie rozbity i niewiele do niego docierało. Mniej więcej w tym samym czasie z budynku ratusza wyszedł Biskup Giovanni w otoczeniu wianuszka swoich ludzi. Spiorunował gniewnym spojrzeniem  ludzi zgromadzonych wokół Torresa. Zupełnie jakby dał do zrozumienia, że wszyscy co do jednego pożałują
Zniknał jednak bez słowa w powozie i odjechał.

- Chodźmy pod Ściętego Elfa. Trzeba to uczcić!. Na Kruppa czeka syn. A na nas dobre piwo! A niech mnie ja stawiam! - Zadeklarował się Colon chyba najbardziej radosny ze wszystkich zgromadzonych. Livert pokręcił głową.
- Ja wracam do koszar. Trzeba przygotować się na kontruderzenie Biskupa. - Powiedział poważnym tonem - ale wypijcie moje zdrowie! - dodał mrugając porozumiewawczo do swoich podkomendnych. - Macie wolne dzisiaj. Ale od jutra w komplecie na służbie, musimy omówić parę spraw.

Wszyscy rozeszli się….

===============================
Koniec sceny
Koniec aktu I

Dostajecie za całość po 3PD

Możecie deklarować jeszcze od czego chcecie zacząć następna scenę.

Offline

 

#11 2017-04-05 14:05:40

Elwin

Użytkownik

Zarejestrowany: 2016-10-25
Posty: 78
Punktów :   

Re: AKT I Scena 10 - Proces

Nikoła Dymitrow:
Chciałbym pogadać z Livertem i ustalić jakie plany będą w sprawie ochrony rodziny Kruppa i innych gwardzistów. Z tego co pokazał biskup może jednak nie być tak mądry i nie odpuści sprawy. Chciałbym też pogadać z Mercierem jakie dalsze kroki planuje, jak również ostrzec Nodara... niech ten stary wyga gotuje się na bitwę.

--------------
Za moje PD-ki chciałbym podnieść zręczność do k10

Ostatnio edytowany przez Elwin (2017-04-05 14:09:03)

Offline

 

#12 2017-04-05 15:08:25

 Raga

Użytkownik

Skąd: Krosno
Zarejestrowany: 2014-01-12
Posty: 246
Punktów :   

Re: AKT I Scena 10 - Proces

Markus Mercier:
Pora pojechać do domu i porządnie się wyspać.

Następnie wybieram się z wizytą do kwartery Gwardii na spotkanie z Livertem.
Liczę iż Torres również tam będzie.
- Panie Livert. Gratuluję Panu udanej rozprawy. Szczególnie podobały mi się zeznania dwóch ostatnich świadków. Proszę nie zapominać o swoich przyjaciołach. Szczególnie tych, którzy do końca działają i się nie poddają.
Mówię to w bardzo znaczący sposób, a po wymianie grzeczności kontynuuję temat.
- Mam jedną sprawę w której mógł by mi Pan pomóc gdyż trochę niewygodne dla mnie jest robienie tego osobiście, a jest to związane z Pana dziedziną.
- Czy mógłby Pan skontaktować się z Gwardią w stolicy Santii i zapytać o Luciena Picard?
- Jest podobno niezła nagroda za jego głowę.
- Wszelkie informacje na jego temat były by bardzo cenne w obecnej sytuacji.
- Tak, tak... to ta sama osoba o której Pan myśli.

Po spotkaniu z Livertem planuje kolejne spotkanie. Tym razem z Sebastianem de Minock.
Proszę o informowanie mnie na bieżąco o poczynaniach Luciena.
Czy wrócił do zamku i jak wyglądają jego relacje z Biskupem.
Niech trzyma rękę na pulsie.

Przejazdem wstępuje do Angela Romero i opowiadam mu o przebiegu rozprawy.
Niech wie do czego się przyczynił.

Następnie czekam na wiadomość od Ivone Mendoza.
Po otrzymaniu informacji co było w liście, będę się starał przekazać je Milady del Hielo.

Zostawiam wiadomość Wilkinsowi pod swoją nieobecność, że z osobami jakie będą chciały się ze mną widzieć odwiedzę po powrocie.
W przypadku Dymitrowa pójdę pod Ściętego Elfa i podzielę się z nim informacjami - u Nodara można całkiem dobrze zjeść i wypić.
Sprawę Ivone na razie trzymam w tajemnicy.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.nightmarewarriorsforum.pun.pl www.planeta-naruto.pun.pl www.apokalipsa2012.pun.pl www.gdynskie-orly.pun.pl www.golf4.pun.pl